Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/164

Ta strona została przepisana.

— Widzicie go! — pomyślała matka. — Wygląda na niedźwiedzia, a żyje jak lis...
— Jak myślicie — zapytał Paweł — jeżeli zaczną podejrzewać nauczycieli, że rozdają zabronione książki — posadzą ich za to do więzienia, czy nie?
— Posadzą. A bo co? — zapytał Rybin.
— Wyście dawali książki, a nie oni, wyście powinni iść do więzienia...
— Dziwak z ciebie! — uśmiechnął się Rybin uderzając go ręką po kolanie. — Kto o mnie pomyśli? Prosty chłop zajmuje się takimi sprawami — czyż to kto widział? Książka to pańska sprawa i oni będą za nią odpowiadać...
Matka czuła, że Paweł nie rozumie Rybina, i widziała, że przymrużył oczy — gniewa się. Powiedziała ostrożnie, miękko:
— Michał Iwanowicz chciaby zrobić tak, żeby on pracował, a na rozprawę, żeby za niego inni szli...
— Ot co! — potwierdził Rybin gładząc brodę. — Do czasu.
— Mamo! — zwrócił się do niej sucho Paweł. — Gdyby ktoś z naszych, na przykład Andrzej, zrobił coś na mój rachunek, a mnie posadzili do więzienia — co byś ty na to powiedziała?
Matka drgnęła, spojrzała ze zdziwieniem na syna i rzekła kręcąc przecząco głową:
— Czy można względem towarzysza tak postąpić?
— Ahaa! — przeciągnął Rybin. — Zrozumiałem cię, Pawle.
Mrugnął kpiąco do matki:
— To, matko, delikatna sprawa...
I znowu, pouczająco, do Pawła:
— Zielono masz jeszcze w głowie, bracie! W tajnej pracy — nie ma uczciwości. Zrozum: po pierwsze, posadzą do więzienia tego chłopca, u którego znajdą książkę, a nie