Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/165

Ta strona została przepisana.

nauczycieli — to raz. Po drugie, chociaż nauczyciele dają dozwolone książki, ale sens jest w nich ten sam, co i w zabronionych, tylko słowa inne, prawdy mniej — to dwa. Więc chcą tego samego, co ja — tylko idą polną dróżką, a ja szerokim gościńcem — wobec władzy jesteśmy jednakowo winni, nieprawda? A po trzecie, oni mnie, bracie, nie obchodzą — pieszy konnemu nie towarzysz. Względem chłopa ja bym może i nie zechciał tak postąpić. Ale oni — jeden popowicz, druga — córka dziedzica. Do czego to im jest potrzebne, żeby naród buntować — nie wiem. Mnie, chłopu, nie są wiadome ich pańskie myśli. Co ja sam zrobię — wiem, a czego oni chcą — tego nie wiem. Tysiąc lat ludzie akuratnie panami byli, z chłopa skórę zdzierać, aż tu nagle przebudzili się i dalej chłopu oczy przecierać. Ja, bracie, bajek nie lubię, a to coś w rodzaju bajki. Dla mnie wszyscy panowie są dalecy. Jedziesz zimą polem, przed tobą coś żywego miga, co to takiego? Wilk, czy pies — nie widzę! Daleko...
Matka spojrzała na syna. Twarz miał smutną.
A ciemne oczy Rybina błyskały, patrzył na Pawła zadowolony z siebie, podniecony i, rozczesując palcami brodę, mówił:
— Na grzeczności nie mam czasu, życie jest surowe. Psiarnia — nie owczarnia, każde stado po swojemu beczy...
— Są panowie — odezwała się matka przypomniawszy sobie znajome twarze — którzy zabijają się dla narodu, całe życie w więzieniach się męczą...
— Z nimi inny rachunek i inny szacunek! — powiedział Rybin. — Chłop wzbogaca się, chce na pana wyjść, pan biednieje — do chłopa idzie. Po niewoli dusza czysta, jak kabza pusta. Pamiętasz Pawle, objaśniałeś mnie, że jak kto żyje, tak i myśli, i że jeśli robotnik mówi — tak, to pan z natury swojej musi krzyczeć — nie! Tak więc u chłopa z panem różne natury. Gdy chłop ma co w kałdun pchać,