Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/17

Ta strona została przepisana.

głowę na stół i spał, dopóki nie zbudziła go syrena. Pies leżał obok niego.
Umarł na przepuklinę. Pięć dni, cały poczerniały, rzucał się na posłaniu zacisnąwszy powieki, zgrzytając zębami. Niekiedy mówił do żony.
— Daj arszeniku, otruj...
Doktor kazał Michałowi przykładać kompresy, ale po wiedział, że niezbędna jest operacja i chorego trzeba natychmiast zawięźć do szpitala.
— Idź do diabła! Sam umrę! Swołocz! — zachrypiał Michał.
A gdy doktor odszedł i żona ze łzami zaczęła go namawiać, by zgodził się na operację, zacisnął pięść i, pogroziwszy jej, oznajmił:
— Jak wyzdrowieję — tobie gorzej będzie!
Umarł rankiem, gdy syrena wzywała do pracy. W trumnie leżał z otwartymi ustami, ale brwi jego były gniewnie ściągnięte. Chowała go żona, syn, pies, stary pijanica i złodziej Daniło Wiesowszczikow, wydalony z fabryki, i kilku miejscowych żebraków. Żona płakała cicho i mało, Paweł — nie płakał. Mieszkańcy osady spotykając na ulicy trumnę, zatrzymywali się, żegnali i mówili jeden do drugiego:
— Ale Pelagia rada być musi, że umarł! Ach! I jak rada!...
Niektórzy poprawiali:
— Nie umarł, ale — zdechł...
Kiedy zasypano trumnę — ludzie odeszli. Pies został i, siedząc na świeżej ziemi, długo w milczeniu obwąchiwał mogiłę. Po kilku dniach ktoś go zabił...

III

W dwa tygodnie po śmierci ojca, w niedzielę, Paweł Własow przyszedł do domu pijany. Zataczając się, dowlókł się