Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/171

Ta strona została przepisana.

— Poczekajcie, mateńko, poczekajcie, kochana! — cicho i łagodnie poprosił chachoł.
I nagle podniecając się uderzył ręką w stół.
— Tak, Pawle, chłop obnaży ziemię, kiedy powstanie! Jak po dżumie spali wszystko, żeby ślady swego poniżenia rozwiać jak popiół.
— A potem stanie w poprzek naszej drogi! — cicho zauważył Paweł.
— Nasza rzecz — nie dopuścić do tego! Nasza sprawa, Pawle, zatrzymać go! My jesteśmy najbliżsi mu ze wszystkich. Nam uwierzy, za nami pójdzie!
— Wiesz, Rybin proponuje nam, żebyśmy wydawali gazetę dla wsi! — powiedział Paweł.
— I — trzeba!
Paweł uśmiechnął się i powiedział:
— Zły jestem, że nie dyskutowałem z nim!
Chachoł pocierając głowę zauważył spokojnie:
— Jeszcze podyskutujemy! Graj na swojej dudce — komu nogi w ziemię nie wrosły, ten w takt twojej muzyki będzie tańczyć! Rybin prawdę powiedział — my nie czuje — my pod sobą ziemi i nie powinniśmy jej czuć, bo naszym zadaniem jest rozhuśtać ją. Zahuśtamy raz — ludzie oderwą się, zahuśtamy dwa — i jeszcze!
Matka uśmiechnęła się i powiedziała:
— Dla ciebie, Jędrusiu, wszystko jest proste!
— No tak! — powiedział chachoł. — Proste! Jak życie! Po kilku minutach dodał:
— Pójdę w pole, pochodzę...
— Po łaźni? Wietrzno, przewieje cię! — ostrzegła matka.
— Właśnie potrzeba, żeby przewiało! — odpowiedział.
— Uważaj, przeziębisz się! — łagodnie odezwał się Paweł. Lepiej połóż się.
— Nie, pójdę!