Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/187

Ta strona została przepisana.

Ta myśl nagle zapłonęła w jej głowie i olśniła ją swoją wielką i prostą prawdą. Spojrzała w twarz kobiety, mocno trzymającej jej rękę, i powtórzyła uśmiechając się ze zdziwieniem:
— Nie było by Chrystusa, gdyby ludzie za niego, pana naszego, nie ginęli!
Obok niej znalazł się Sizow. Zdjął czapkę, machał nią dc taktu pieśni i mówił:
— Otwarcie poszli, matko, co? I pieśń wymyślili. I jaką pieśń! Co?

Car zażądał dla wojska żołnierzy,
Syna oddaj, bo tego chce car...

— Niczego się nie boją! — mówił Sizow. — A mój synek w grobie...
Serce matki biło zbyt silnie. Zaczęła pozostawać w tyle. W krótkim czasie odsunięto ją na bok, przyciśnięto do płotu i obok niej popłynęła kołysząc się gęsta fala ludzi — było ich wielu i to cieszyło ją.

Niech dźwignie się, wstanie roboczy nasz lud...

Zdawało się, że w powietrzu śpiewa ogromna, miedziana trąba, śpiewa i budzi ludzi wywołując u jednych gotowość do boju, w innych niejasną radość, przeczucie czegoś nowego, palącą ciekawość. Tu wzbudza świadome drżenie nadziei, tam otwiera ujście potokowi nagromadzonej przez lata, gryzącej złości. Wszyscy spoglądali ku przodowi, gdzie chwiał się i płynął w powietrzu czerwony sztandar.
— Idą! — wrzeszczał czyjś pełen zachwytu głos. — Wspaniale, chłopcy!
I czując widocznie coś wielkiego, czego nie umiał wyrazić w zwykłych słowach, człowiek wybuchnął mocnymi przekleństwami. Ale w gniewnych słowach wiła się także i syczała ciemna, ślepa złość niewolnika, jak żmija prze straszona światłem, które padło na nią.