Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/193

Ta strona została przepisana.

ludzkie nie dotknąwszy ich nawet jeszcze, odłupywały jednego człowieka za drugim od tłumu rozpraszając go.
Matka słyszała za sobą tupot biegnących. Zduszone, przestraszone głosy krzyczały:
— Rozchodźcie się, chłopcy!
— Uciekaj, Własow!
— W tył, Pawełku!
— Zostaw sztandar, Pawle! — ponuro powiedział Wiesowszczikow. — Daj go tu, ja schowam!
Chwycił ręką za drzewce, sztandar zachwiał się w tył.
— Zostaw! — krzyknął Paweł.
Mikołaj cofnął rękę, jakby się sparzył. Pieśń zgasła. Ludzie zatrzymali się, ciasnym kręgiem otaczając Pawła. Ale Paweł utorował sobie drogę naprzód. Zapanowała nagła cisza. Stało się to od razu, jak gdyby niespodzianie spłynęła z góry i objęła wszystkich przeźroczystym obłokiem.
Pod sztandarem stało nie więcej niż dwudziestu ludzi, ale stali twardo. Lęk o nich i niejasne pragnienie powiedzenia im czegoś przyciągały ku nim matkę.
— Zabierzcie mu to, poruczniku! — rozległ się równy głos wysokiego starca. Wyciągnął rękę i wskazał na sztandar.
Do Pawła skoczył maleńki oficerek, chwycił za drzewce i krzyknął piskliwie:
— Puszczaj!
— Precz z rękami! — powiedział głośno Paweł.
Sztandar zachwiał się czerwienią w powietrzu, schylił się w prawo i w lewo i znowu stanął prosto — oficerek odskoczył, usiadł na ziemi. Obok matki z nienaturalną szybkością prześliznął się Mikołaj niosąc przed sobą wyciągniętą rękę ze ściśniętym kułakiem.
— Brać ich! — wrzasnął starzec tupiąc nogą o ziemię.