Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/194

Ta strona została przepisana.

Kilku żołnierzy wyskoczyło naprzód. Jeden z nich zamachnął się kolbą — sztandar drgnął, pochylił się i znikł w szarej grupce żołnierzy.
— Ech! — krzyknął ktoś żałośnie.
I matka zaniosła się zwierzęcym, wyjącym rykiem. Ale w odpowiedzi jej, z tłumu żołnierzy, rozległ się jasny głos Pawła:
— Do widzenia, mamo! Do widzenia, kochana!...
— Żyje! Pamiętał! — dwa razy uderzyło ją w samo serce.
— Do zobaczenia, mateńko!
Podnosząc się na palce, machając rękami, starała się ich zobaczyć i ujrzała nad głowami żołnierzy okrągłą twarz Andrzeja — uśmiechała się do niej, kłaniała się.
— Drodzy moi... Jędrusiu! Pawełku! — krzyczała.
— Do widzenia, towarzysze! — krzyknęli spośród tłumu żołnierzy.
Odpowiedziało im wielokrotne, przerywane echo. Odezwało się z okien, gdzieś z góry, z dachów.

XXIX

Pchnięto ją w pierś. Poprzez mgłę w oczach widziała przed sobą oficerka, twarz miał czerwoną z natężenia i krzyczał do niej:
— Precz, babo!
Spojrzała na niego z góry na dół i zobaczyła u jego nóg drzewce sztandaru, złamane na dwie części. Na jednej z nich ocalał kawałek czerwonej materii. Schyliła się i podniosła je. Oficer wyrwał drążek z jej rąk, odrzucił go na bok i, tupiąc nogami, krzyczał:
— Precz, mówię!
Spośród żołnierzy wybuchnęła i polała się pieśń:

Niech dźwignie się, wstanie roboczy nasz lud!..