Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/207

Ta strona została przepisana.

o wiele spraw. I jakby w odpowiedzi na to pragnienie, zjawił się po obiedzie Mikołaj Iwanowicz. Gdy jednak zobaczyła go, znowu owładnął nią lęk i, nie odpowiadając na jego powitanie, przemówiła cicho:
— Aj, drogi mój, niepotrzebnieście przyszli! To nieostrożne! Przecież złapią was, jeżeli zobaczą...
Mocno ściskając jej rękę, poprawiał okulary i, pochylony nad nią, z twarzą przy jej twarzy, objaśniał ją pośpiesznie:
— Ja, widzicie, umówiłem się z Pawłem i Andrzejem, że jeśli ich zaaresztują, na drugi dzień zajmę się waszą przeprowadzką do miasta! — mówił łagodnie i z zafrasowaniem. — Była u was rewizja?
— Była. Obszukali, obmacali. Ani wstydu, ani sumienia nie mają ci ludzie! — zawołała.
— Po co im wstyd? — powiedział wzruszając ramionami Mikołaj i zaczął objaśniać, dlaczego powinna zamieszkać w mieście. Słuchała jego przyjaźnie zatroskanego głosu, patrzyła na niego z bladym uśmiechem nie rozumiejąc jego dowodów, i dziwiła się swojej czułej ufności do tego człowieka.
— Jeżeli Pawełek chciał tego — powiedziała — i jeżeli nie będę was krępować...
— O to się nie troszczcie — przerwał jej. — Mieszkam sam, czasem tylko przyjeżdża siostra.
— Darmo chleba jeść nie będę — rozmyślała głośno matka.
— Zechcecie, robota się dla was znajdzie! — powiedział Mikołaj.
Dla matki z pojęciem „o robocie*“ nierozdzielnie skojarzyła się już robota jej syna, Andrzeja i towarzyszy. Podeszła do Mikołaja i, zajrzawszy mu w oczy, zapytała:
— Znajdzie się?