Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/208

Ta strona została przepisana.

— Gospodarstwo mam maleńkie, kawalerskie...
— Ja nie o takiej robocie, nie o domowej... — powiedziała cicho.
I westchnęła smutnie. Czuła się urażona tym, że jej nie zrozumiał. Uśmiechnął się krótkowzrocznymi oczyma i powiedział:
— Ot, gdybyście przy widzeniu z Pawłem spróbowali się dowiedzieć od niego adresu tych chłopów, którzy prosili o gazetę...
— Znam ich! — zawołała radośnie. — Znajdę ich i zrobię wszystko, co każecie! Kto pomyśli o mnie, że noszę coś zakazanego? Do fabryki też nosiłam, dzięki Bogu!
Nagle zapragnęła iść drogami obok lasów i pól, z torbą na plecach, z kijem w ręku.
— Drogi mój, użyjcie mnie do tej pracy, proszę was! — powiedziała. — Pójdę wszędzie! Po wszystkich guberniach wszystkie drogi znajdę! Będę chodzić zimą i latem, aż do samej śmierci będę pielgrzymować — czy to zła dola dla mnie?
Wyobraziła sobie siebie jako bezdomną pątniczkę proszącą w imię Chrystusa o jałmużnę pod oknami wieśniaczych chat i zrobiło się jej smutno.
Mikołaj ostrożnie ujął jej dłoń i pogładził ją swoją ciepłą ręką. Potem spojrzał na zegarek i powiedział:
— O tym pomówimy później!
— Drogi mój! — zawołała. — Dzieci, najdroższe cząsteczki naszego serca, oddają wolność i życie, giną nie żałując swoich młodych lat, a cóż ja — matka?
Twarz Mikołaja pobladła. Popatrzył na nią z pełną czułości uwagą i powiedział cicho:
— Wiecie, pierwszy raz słyszę takie słowa...
— Co ja mogę powiedzieć? — przemówiła smutnie kiwając głową i bezsilnym gestem rozkładając ręce. — Gdy-