Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/212

Ta strona została przepisana.

Obserwując go zauważyła, że w swoim zacisznym mieszkaniu Mikołaj porusza się ostrożnie; obcy i daleki wszystkiemu, co go otacza. Zbliżał swoją twarz do tego, na co patrzył, i poprawiając szczupłymi palcami prawej ręki okulary, mrużył oczy i zdawał się skierowywać nieme pytanie do przedmiotu, któremu się przyglądał. Niekiedy brał do ręki jakąś rzecz, podnosił ją do twarzy, starannie obmacywał oczyma. Zdawało się, że wszedł do pokoju razem z matką i że dla niego, tak samo jak i dla niej, wszystko tu jest nieznane i obce. I widząc go takim, matka poczuła od razu, że tu jest jej miejsce. Chodziła za Mikołajem starając się zapamiętać, gdzie co stoi, wypytywała go o porządek dnia, a on odpowiadał jej tonem człowieka, który czuje się winny, gdyż wie, że robi wszystko nie tak jak trzeba, ale nie potrafi inaczej.
Podlawszy kwiaty i ułożywszy rozrzucone na pianinie nuty popatrzyła na samowar i zauważyła:
— Trzeba oczyścić...
Przesunął palcami po mętnym metalu, po czym podniósł palec do nosa i przyjrzał mu się poważnie. Matka uśmiechnęła się do niego serdecznie.
Gdy położyła się spać i przypomniała sobie swój dzień, podniosła ze zdziwieniem głowę z poduszki i rozejrzała się wokoło: pierwszy raz w ciągu całego życia była w domu obcego człowieka i nie czuła się tym skrępowana. Myślała o Mikołaju, troszczyła się o niego, czuła chęć urządzenia mu wszystkiego jak najlepiej, pragnęła wlać w jego życie trochę ciepła i serdeczności. Wzruszała ją niezręczność Mikołaja, jego śmieszna niezaradność, oddalenie od wszystkich codziennych spraw i coś mądrego, a zarazem dziecinnego w jasnych oczach. Potem myśli jej zatrzymały się uporczywie na synu i znowu rozwinął się przed nią ów dzień Pierwszego Maja, pełen innych dźwięków, uskrzydlony nową myślą. I cierpienie tego dnia było tak szczególne