Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/226

Ta strona została przepisana.

— Nie widać jej — pewnie położyła się spać. Oni także męczą się, życie mają ciężkie, w rodzaju naszego!
Matka słuchała jej opowiadań, śmiała się i patrzyła na nią z czułością. Wysoka i chuda, Zofia lekko i twardo kroczyła po drodze kształtnymi nogami. W jej ruchach, słowach, w dźwięku głosu trochę przytłumionego, ale dziarskiego, w całej jej prostej postaci, było dużo duchowego zdrowia i wesołej odwagi. Patrzyła na wszystko młodymi oczyma i wszędzie widziała coś, co napełniało ją młodzieńczą radością.
— Popatrzcie, jaka piękna sosna! — wołała Zofia wskazując na drzewo. Matka zatrzymywała się, patrzyła — sosna nie była ani gęstsza, ani wyższa od innych.
— Ładne drzewo! — potwierdziła uśmiechając się. I widziała, jak wiatr bawi się siwymi włosami nad uchem Zofii.
— Skowronek! — szare oczy Zofii rozjaśniały się i patrzyły z miękką pieszczotą, a całe ciało jak gdyby odrywało się od ziemi i unosiło na spotkanie niewidzialnej muzyki dzwoniącej w jasnym błękicie. Czasami jej gibka postać schylała się, zrywała polny kwiat i lekkim dotknięciem delikatnych, szybkich palców miłośnie gładziła jego drżące płatki. Nuciła’ coś przy tym cicho i pięknie. Wszystko to pociągało coraz bardziej matkę do kobiety z promiennymi oczyma i mimo woli przytulała się do niej starając się dotrzymywać kroku. Ale czasem w słowach Zofii zjawiało się coś rażącego î szorstkiego, co wydawało się matce zbędne i budziło w niej trwożną myśl:
— Nie spodoba się ona Michałowi...
Ale po minucie Zofia mówiła znowu z serdeczną prostotą i matka zaglądała jej z uśmiechem w oczy.
— Jacyście wy jeszcze młodzi! — powiedziała z westchnieniem.
— O, mam już 32 lata! — wykrzyknęła Zofia.