Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/229

Ta strona została przepisana.

Wstał i poszedł nie śpiesząc się na ich spotkanie, a poznawszy ją, uśmiechnął się i pogładził brodę ciemną ręką.
— Idziemy z pielgrzymką! — powiedziała matka podchodząc do niego. — Zajdę, myślę sobie, i odwiedzę brata! A oto moja przyjaciółka Anna...
I dumna ze swego konceptu, spojrzała z ukosa na poważną i surową twarz Zofii.
— Witaj! — powiedział Rybin uśmiechając się posępnie. Potrząsnął jej ręką i, ukłoniwszy się Zofii, ciągnął dalej:
— Nie kłam. Tu nie miasto i kłamstwa niepotrzebne! Wszystko swoi ludzie...
Jefim siedząc przy stole, bystro przyglądał się pątniczkom i mówił coś towarzyszom dźwięcznym głosem. Gdy kobiety podeszły do stołu, wstał i ukłonił się im w milczeniu. Jego towarzysze siedzieli nieruchomo, jakby nie zauważyli gości.
— Żyjemy tu jak mnichy! — powiedział Rybim klepiąc Własową lekko w plecy. — Nikt do nas nie zachodzi, gospodarza nie ma we wsi, gospodynię do szpitala zabrali, a ja jestem tu czymś w rodzaju zarządzającego. Siadajcie do stołu. Pewnie chce się wam jeść. Przyniósłbyś mleka, Jefimie!
Jefim poszedł nie śpiesząc się do szałasu, pątniczki zaczęły zdejmować z pleców worki, jeden z parobczaków, wysoki i chudy, wstał od stołu i pomagał im, drugi, krępy i kudłaty, w zamyśleniu wsparł się na łokciach, drapał się w głowę i cicho mruczał jakąś piosenkę. Ciężki zapach dziegciu zlewał się z duszną wonią zgniłych liści i wywoływał zawrót głowy.
— Oto Jakub — wskazując na wysokiego parobczaka powiedział Rybin — a to Ignacy. No, jak twój syn?
— W więzieniu! — powiedziała westchnąwszy matka.
— Znowu w więzieniu? — zawołał Rybin. — Spodobało mu się tam, jednak...