Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/234

Ta strona została przepisana.

steście panią? — zwrócił się nagle do Zofii przerywając opowiadanie.
— Dlaczego panią? — odparła szybko Zofia, zaskoczona niespodzianym pytaniem.
— Dlaczego? — uśmiechnął się krzywo Rybin. — Taki już wasz los, z tym się urodziliście! Ot co. Myślicie, że pod perkalikową chusteczką można ukryć przed ludźmi szlachecki grzech? My poznamy popa i w rogoży. Ot położyliście na przykład łokieć tam, gdzie nachlapane na stole — drgnęliście i skrzywiliście się. Plecy też macie zbyt proste, jak na pracującego człowieka...
Lękając się, że Rybin obrazi Zofię swoim ciężkim głosem, zjadliwym uśmiechem i słowami, matka z pośpiechem powiedziała surowo:
— To moja przyjaciółka, Michale Iwanowiczu, dobry człowiek, w naszej sprawie posiwiała. Ty — nie bardzo...
Rybin westchnął ciężko.
— Czyż ja mówię coś złego?
Zofia spojrzała na niego i zapytała sucho:
— Chcieliście mi coś powiedzieć?
— Ja? Tak! Zjawił się tu niedawno nowy człowiek, cioteczny brat Jakuba, chory na suchoty. Można go zawołać?
— Cóż — zawołajcie! — odpowiedziała Zofia.
Rybin spojrzał na nią, zmrużył oczy i zniżywszy głos powiedział:
— Jefimie, poszedłbyś do niego i powiedział mu, żeby przyszedł tu przed nocą. Ot co..
Jefim, bez pośpiechu i w milczeniu, wziął czapkę i nie patrząc na nikogo ruszył w stronę lasu i znikł w nim. Rybin wskazał za nim głową i powiedział głucho:
— Męczy się! On i Jakub mają iść do wojska. Jakub mówi po prostu — nie mogę! A ten także nie może, a chce iść... Myśli, że można żołnierzy podburzyć, ale ja myślę,