Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/237

Ta strona została przepisana.

Ignacy zaczerpnął powietrza, podniósł głowę i zamknąwszy oczy mówił:
— Tu napisane — „chłop przestał być człowiekiem“ — rozumie się, że przestał!
Po jego prostej, otwartej twarzy przemknął cień obrazy.
— Przyjdź tylko tu, nałóż naszą skórę, pokręć się w niej, a zobaczę, czym ty będziesz — mądralo!
— Położę się! — cichutko powiedziała matka do Zofii. — Zmęczyłam się jednak trochę i w głowie mi się kręci od tego zapachu. A wy?
— Nie chce mi się spać.
Matka wyciągnęła się na legowisku i zdrzemnęła się. Zofia siedziała nad nią przyglądając się czytającym i, gdy osa lub trzmiel krążył nad głową matki, odganiała go troskliwie. Matka widziała to pół przymkniętymi oczyma i troskliwość Zofii sprawiała jej przyjemność.
Podszedł Rybin i zapytał głośnym szeptem:
— Śpi?
— Tak.
Milczał chwilę, po czym uważnie popatrzył w twarz matki, westchnął i powiedział cicho:
— Ona jest może pierwsza, która poszła za synem tą drogą — pierwsza!
— Nie przeszkadzajmy jej, wyjdźmy! — zaproponowała Zofia.
— Tak, trzeba już do pracy. Chciało by się pogadać, ale musimy poczekać do wieczora! Chodźmy, chłopcy!
Wyszli we trzech zostawiwszy Zofię przed szałasem. A matka pomyślała:
— No, dzięki Bogu! Zaprzyjaźnili się...
I spokojnie zasnęła wdychając ostry zapach lasu i dziegciu.