Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/240

Ta strona została przepisana.

— Ale dla ludu mogę jeszcze być pożyteczny jako świadek przestępstwa. Popatrzcie na mnie... Mam dwadzieścia osiem lat i umieram! A dziesięć lat temu podnosiłem bez wysiłku po dwanaście pudów! Z takim zdrowiem — myślałem — siedemdziesiąt lat przejdę i nie potknę się. A przeżyłem dziesięć i — dalej nie mogę! Okradli mnie panowie fabrykanci, zagrabili mi czterdzieści lat życia — czterdzieści lat!
— Oto jego pieśń! — powiedział głucho Rybin. Ogień znowu buchnął, ale już mocniej, jaśniej. Znowu rzuciły się do ucieczki w las cienie, znowu przypłynęły do ognia i zadrżały wokół niego w milczącym, wrogim tańcu. Zatrzeszczały, zastękały w ognisku wilgotne gałęzie. Zaszeptały i zaszeleściły liście drzew zaniepokojone falą ciepłego powietrza. Wesołe, żywe języki ognia skoczyły w górę obejmując się w radosnej zabawie. Prężyły się żółte i czerwone rozsiewając iskry. Fruwały płonące liście, a gwiazdy uśmiechały się do iskier wabiąc je do siebie.
— To nie moja pieśń. Śpiewają tę pieśń tysiące ludzi, ale nie rozumieją, że ich nieszczęśliwe życie może być dla ludu uzdrawiającą nauką. Ile zamęczonych pracą kalek umiera w milczeniu z głodu...
Zakaszlał się kurcząc się i wzdrygając.
Jakub postawił na stole wiadro z kwasem, rzucił wiązkę zielonej cebuli i powiedział do chorego:
— Chodź, Saweli, przyniosłem ci mleka...
Saweli poruszył odmownie głową, ale Jakub wziął go pod ramiona i poprowadził do stołu.
— Słuchajcie — z wyrzutem powiedziała cicho Zofia do Rybina — po coście go zawezwali? Przecież on każdej minuty może umrzeć...
— Może! — zgodził się Rybin. Ale nim umrze, niech mówi. Dla głupstw stracił życie, niech dla ludzi jeszcze pocierpi. Nie szkodzi! Ot co.