Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/241

Ta strona została przepisana.

— Postępujecie tak, jakbyście się tym rozkoszowali! — zawołała Zofia.
Rybin spojrzał na nią i odpowiedział ponuro:
— To panowie zachwycają się tym, jak Chrystus na krzyżu jęczał, a my uczymy się od człowieka i chcemy, żebyście i wy się czegoś nauczyli...
Matka podniosła lękliwie brew i powiedziała do niego:
— A ty nie zanadto... Wystarczy!
Przy stole chory zaczął znowu mówić:
— Wyniszczają ludzi pracą — i po co? Kradną człowiekowi życie i na co? — pytam się. Mój pan — w fabryce Niefodowa straciłem życie — nasz pan, właściciel fabryki, śpiewaczce jednej złote naczynia do mycia podarował. Nawet nocnik był złoty! W tym to nocniku jest moje zdrowie i życie. Oto cel, dla którego je straciłem — zabił mnie człowiek pracą, żeby krwią moją uradować kochankę — złoty nocnik jej kupił za moją krew!
— Człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo boże — powiedział uśmiechając się szyderczo Jefim — a oto do czego go używają...
— A nie milcz! — zawołał Rybin uderzając dłonią po stole.
— Nie znoś! — cicho dorzucił Jakub.
Ignacy uśmiechnął się.
Matka zauważyła, że wszyscy trzej chłopcy z nienasyconą uwagą głodnych serc słuchają każdego słowa Rybina patrząc mu w twarz czujnymi oczyma, a słowa Sawelego wywołują na ich twarzach dziwne, ostre uśmieszki. Nie czuło się w nich współczucia dla chorego.
Nachyliwszy się ku Zofii, matka spytała cichutko:
— Czy on rzeczywiście mówi prawdę?
Zofia odpowiedziała głośno:
— Tak, to prawda! O tym podarku pisano w gazetach, to było w Moskwie.