Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/242

Ta strona została przepisana.

— I nie spotkała go za to żadna kara! — głucho powiedział Rybin. — A trzeba było go pokarać — wyprowadzić przed naród, porąbać w kawałki i jego plugawe mięso rzucić psom! Wielu ciężko pokara naród, gdy powstanie! Wiele przeleje krwi, żeby zmyć swoją poniewierkę! Ta krew — to krew wypita z żył ludu i do ludu ona należy!
— Zimno! — powiedział chory.
Jakub pomógł mu wstać i przyprowadził do ognia.
Ognisko paliło się jasno i cienie bez twarzy drżały wokół niego, ze zdziwieniem przyglądając się wesołej zabawie płomieni. Saweli usiadł na pniu i wyciągnął do ognia przezroczyste, suche ręce. Rybin kiwnął w jego stronę i powiedział do Zofii:
— To wyraźniejsze od książek! Kiedy maszyna oderwie robotnikowi rękę, albo zabije go, tłumaczą, że sam był sobie winny. A kiedy ot tak wyssą krew z człowieka i rzucą go jak padlinę — tego się nawet nie tłumaczy. Każde zabójstwo zrozumiem, ale znęcanie się dla igraszki — tego nie mogę zrozumieć. Po co męczą naród, po co nas wszystkich męczą? Po to, żeby można było żartować, weselić się, żeby zabawniej żyło się na ziemi, żeby można było wszystko kupić za naszą krew — śpiewaczkę, konie, srebrne noże, złote serwisy, drogie zabawki dla dzieci. Pracuj, pracuj jak najwięcej, a ja nagromadzę za twoją pracę pieniędzy i kochance podaruję — złoty urynał.
Matka słuchała, patrzyła i jeszcze raz rozbłysła przed nią w mroku, niby jasna smuga, droga Pawła i wszystkich, którzy z nim szli.
Skończywszy wieczerzę, usiedli wokół ogniska. Przed nimi pośpiesznie pożerając drzewo palił się ogień, za nimi wisiał mrok, spowijający las i niebo. Chory szeroko rozwarłszy oczy, patrzył w płomień kaszląc bez ustanku i drżąc całym ciałem — zdawało się, że ostatki życia wyrywają się niecierpliwie z jego piersi chcąc porzucić wy-