Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/251

Ta strona została przepisana.

strasznych — uśmiechał się łagodnym i litosnym uśmiechem, to oczy jego błyszczały chłodno i twardo. Widząc ich blask, matka rozumiała, że człowiek ten nikomu niczego nie wybacza i nie może wybaczyć. I czując, że ta twardość ciąży mu, współczuła Mikołajowi i z każdym dniem podobał się jej bardziej.
O dziewiątej Mikołaj wychodził do biura, a ona sprzątała pokoje, gotowała obiad, myła się, wkładała czyste odzienie i, siedząc w swoim pokoju, oglądała obrazki w książkach. Nauczyła się już czytać, ale wymagało to jeszcze od niej wysiłku. Czytając męczyła się prędko i przestawała rozumieć związek między słowami. Obrazki natomiast pociągały ją jak dziecko, gdyż odkrywały przed nią zrozumiały, prawie dotykalny świat, nowy i cudowny. Stawały przed nią ogromne miasta, piękne gmachy, maszyny, okręty, pomniki, niezliczone bogactwa stworzone przez ludzi i uderzająca jej umysł różnorodność tworów przyrody. Życie rozszerzało się bezgranicznie, każdy dzień ukazywał jej oczom rzeczy olbrzymie, nieznane, cudowne, coraz silniej poruszając jej zbudzoną i głodną duszę obfitością swoich bogactw i niezliczonością swoich uroków. Najbardziej lubiła oglądać grube tomy atlasu zoologicznego, i chociaż był wydrukowany w obcym języku, to dawał jej najbardziej jaskrawe wyobrażenie o pięknie, bogactwie i wielkości ziemi.
— Wielka jest ziemia! — mówiła Mikołajowi.
Najbardziej rozrzewniały ją owady, a szczególniej motyle. Przeglądając ze zdumieniem wyobrażające je rysunki, rozmyślała głośno:
— Ile to śliczności jest na świecie, Mikołaju Iwanowiczu, co? I ile to wszędzie tego piękna miłego, a wszystko ukryte przed nami, wszystko mimo nas przelatuje, niewidoczne dla nas. Ludzie miotają się, nie wiedzą o niczym, niczemu się nie mogą napatrzeć, ani czasu nie mają na to, ani ochoty. Ile by to radości mogli doznać, gdyby wie-