Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/253

Ta strona została przepisana.

sem wydawało się jej, że krzyczą tu głośniej niż krzyczano niekiedy w osadzie i tłumaczyła to sobie:
— Wiedzą więcej — mówią głośniej...
Ale zbyt często widziała, że ci ludzie podniecają się wzajemnie, jakby z rozmysłu, gorączkują się na pokaz, jak gdyby każdy z nich chciał dowieść towarzyszom, że jemu prawda jest bliższa i droższa niż innym, a inni obrażali się o to i z kolei zaczynali się kłócić szorstko i brutalnie chcąc dowieść, że właśnie oni są bliżsi prawdy. Zdawało się jej, że każdy z nich chce się wywyższyć ponad innych, i to budziło w niej lęk i smutek. Ruszała brwią i, patrząc na wszystkich błagalnymi oczyma, myślała:
— A o Pawełku i jego towarzyszach zapomnieli...
Przysłuchiwała się zawsze z natężoną uwagą ich sporom i, nie rozumiejąc ich oczywiście, szukała poza słowami uczucia. Widziała, że gdy w osadzie mówili o dobru, to brali je jako jedną zamkniętą całość, a tutaj wszystko dzielono na części, rozdrabniano. Tam głębiej i silniej odczuwano, tu była sfera ostrych, wszystko rozkrawających myśli. Tutaj mówiono więcej o zburzeniu starego świata, tam marzono o nowym. I dlatego słowa jej syna i Andrzeja były jej bliższe i zrozumialsze...
Zauważyła także, że gdy do Mikołaja przychodził któryś z robotników, gospodarz stawał się niezwykle ożywiony i nienaturalnie swobodny, na twarzy jego zjawiało się coś słodkawego, mówił inaczej niż zwykle, ni to brutalniej, ni to niedbałej.
— Stara się, żeby go zrozumiano! — myślała.
Ale to nie pocieszało jej i widziała, że gość — robotnik także jeży się, jak gdyby skrępowany wewnętrznie i nie może mówić tak lekko i swobodnie, jak mówi z nią, prostą kobietą.