Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/254

Ta strona została przepisana.

Raz gdy Mikołaj wyszedł, zwróciła się do jakiegoś młodego robotnika:
— Dlaczego jesteś taki skrępowany? Przecie nie jesteś chłopaczkiem na egzaminie...
Uśmiechnął się szeroko.
— Z nieprzyzwyczajenia i raki czerwienieją... Zawsze to nie nasz brat...
Czasem przychodziła Saszeńka. Nie siedziała nigdy długo. Mówiła zawsze rzeczowo, bez uśmiechu i za każdym razem pytała przed odejściem matkę:
— A jak Paweł Michajłowicz? Zdrowy?
— Dzięki Bogu! — odpowiadała matka. — Zdrowy, wesoły!
— Pokłońcie mu się ode mnie — prosiła dziewczyna i znikała.
Czasem matka skarżyła się, że tak długo trzymają Pawła nie wyznaczając rozprawy. Saszeńka zasępiała, się i milczała, a palce jej poruszały się szybko.
Niłowna czuła pragnienie powiedzenia jej:
— Droga moja, wiem przecież, że go kochasz...
Ale nie mogła się zdecydować — surowa twarz dziewczyny, jej zaciśnięte usta i sucha rzeczowość mowy, odtrącały jakby z góry serdeczność. Matka ściskała wzdychając wyciągniętą do siebie rękę, i myślała:
— Biedactwo ty moje...
Pewnego razu przyjechała Natasza. Ucieszyła się bardzo zobaczywszy matkę, wycałowała ją i nagle, jakby mimochodem, powiedziała cichutko:
— A moja mama umarła — umarła biedaczka!...
Potrząsnęła głową, szybkim gestem ręki otarła łzy i ciągnęła dalej:
— Żal mi jej — nie miała jeszcze pięćdziesięciu lat i mogłaby jeszcze długo żyć! Ale gdy spojrzę z drugiej