Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/257

Ta strona została przepisana.

ubogich, i chcieli rozdzielić równo między ludzi wszystkie jej bogactwa. Myślała o tym wiele i myśl ta rosła w jej duszy pogłębiając się i ogarniając wszystko co widziała i słyszała, przyjmując jak gdyby jasną postać modlitwy, która oświecała swym równym płomieniem cały ciemny świat, całe życie i wszystkich ludzi. I wydawało się jej, że Chrystus, którego zawsze kochała niejasną miłością, złożonym uczuciem, w którym strach związany był ściśle z nadzieją, a rozrzewnienie i czułość ze smutkiem, że Chrystus stał się teraz bliższy jej i jakby inny — wyższy i widoczniejszy dla niej, radośniejszy i o jaśniejszym obliczu. Jak gdyby naprawdę zmartwychwstał dla życia, obmyty i ożywiony gorącą krwią, którą ludzie szczodrze przelali za niego, nie wymieniając jednak wstydliwie imienia nieszczęśliwego przyjaciela ludzi. Ze swoich podróży wracała zawsze do Mikołaja radośnie podniecona tym, co widziała i słyszała w drodze, rześka i zadowolona z wykonanej pracy.
— Dobrze jest tak wszędzie jeździć i dużo widzieć! — mawiała wieczorami do Mikołaja. — Zaczynasz rozumieć jak się buduje życie. Spychają, odrzucają naród na jego krańce i, skrzywdzony, tłoczy się tam, ale chcąc nie chcąc myśli — za co? Dlaczego odganiają mnie? Dlaczego wszystkiego jest dużo, a ja jestem głodny? I tyle rozumu wszędzie, a ja głupi i ciemny? I gdzie jest ten miłosierny Bóg, wobec którego nie ma bogatego i biednego, są tylko drogie sercu dzieci? I zwolna rośnie w narodzie oburzenie przeciw takiemu życiu — czuje, że fałsz zadusi go, jeżeli nie pomyśli o sobie!
I coraz częściej odczuwała pragnienie mówienia ludziom własnymi słowami o niesprawiedliwościach życia; niekiedy trudno jej było opanować to pragnienie...
Mikołaj zastając ją nad obrazkami, uśmiechał się i opowiadał jej o czymś, a było to zawsze coś cudownego. Oszo-