Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/26

Ta strona została przepisana.

podnosiła jego wiarę w siebie. Podniecony mówił dalej, to uśmiechając się, to chmurząc brwi. Czasem w głosie jego brzmiała nienawiść i kiedy matka słuchała jego twardych, dzwoniących słów, przerażała się, kiwała głową i cicho pytała syna:
— Czy to aby tak, Pawełku?
— Tak! — odpowiadał twardo i mocno. I opowiadał jej o ludziach, którzy pragnąc dobra dla ludu, siali w nim prawdę, a za to wrogowie życia ścigali ich jak zwierzęta, sadzali do więzień, posyłali na katorgę...
— Widziałem takich ludzi! — wołał gorąco. — To najlepsi ludzie na ziemi!
W matce ludzie ci budzili strach i chciała znowu zapytać syna:
— Czy to aby tak?
Ale nie śmiała i, zamierając ze strachu, słuchała opowiadań o tych niezrozumiałych dla niej ludziach, którzy nauczyli jej syna mówić i myśleć tak niebezpiecznie dla niego.
W końcu powiedziała:
— Wkrótce będzie świtać. Położyłbyś się, usnął!
— Tak, położę się zaraz! — zgodził się syn. I pochyliwszy się ku niej, zapytał:
— Czy zrozumiałaś mnie?
— Zrozumiałam! — powiedziała westchnąwszy. I z oczu jej znowu popłynęły łzy. Załkała i dorzuciła:
— Zginiesz!
Paweł wstał, przeszedł się po izbie, po czym powiedział:
— No, teraz wiesz, co robię i dokąd chodzę. Powiedziałem ci wszystko! I proszę cię, matko, jeśli mnie kochasz — nie przeszkadzaj mi...
— Kochanie moje! — wykrzyknęła. — Może — byłoby mi lżej, gdybym nie wiedziała o niczym!
Paweł wziął jej rękę i mocno ścisnął ją w swoich dłoniach.