Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/262

Ta strona została przepisana.

Zaczął się znowu dusić, chwycił się rękami za pierś i począł ją rozcierać słabymi ruchami.
— Mocno się rozchorowałeś, Jegorze Iwanowiczu! — powiedział Mikołaj opuszczając głowę.
Matka westchnęła i z niepokojem rozejrzała się po maleńkim, ciasnym pokoiku.
— To moja osobista sprawa! — powiedział Jegor. — Wy, mamusiu, pytajcie o Pawła, dosyć tego udawania!
Wiesowszczikow uśmiechnął się szeroko.
— Paweł zdrowy. Jest u nas czymś w rodzaju starosty. Z władzami rozmawia i w ogóle — komenderuje. Szanują go...
Własowa kiwając głową słuchała opowiadania Wiesowszczikowa i patrzyła z ukosa na obrzmiałą, sinawą twarz Jegora. Nieruchoma, zastygła, pozbawiona wyrazu, wydawała się jakby dziwnie spłaszczona i tylko oczy błyszczały w niej żywo i wesoło.
— Dalibyście mi co zjeść, jak Boga kocham, bardzo mi się jeść chce — niespodzianie zawołał Mikołaj.
— Mamusiu, na półce leży chleb, potem idźcie korytarzem i zastukajcie w drugie drzwi na lewo. Otworzy wam kobieta. Powiedzcie jej, żeby przyszła tutaj i zabrała ze sobą wszystko, co ma do jedzenia.
— Po co wszystko? — zaprotestował Mikołaj.
— Nie denerwuj się — niewiele tego jest...
Matka wyszła, zastukała do drzwi i, wsłuchana w ciszę panującą za nimi, myślała ze smutkiem o Jegorze:
— Umiera...
— Kto tam? — zapytano za drzwiami.
— Od Jegora Iwanowicza! — odpowiedziała półgłosem matka. — Prosi was do siebie...
— Zaraz przyjdę! — odpowiedziano nie otwierając. Poczekała jeszcze trochę i znowu zapukała. Teraz drzwi otworzyły się szybko i na korytarz wyszła wysoka kobieta w