Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/265

Ta strona została przepisana.

— Przyjdzie ta pani i będzie się gniewać na mnie za to, że rozmawiacie...
— To nie pani, to rewolucjonistka, towarzysz, niezwykłe serce... A gniewać się na was, mateńko, na pewno będzie — zawsze i na wszystkich się gniewa...
I powoli, z wysiłkiem poruszając ustami, Jegor zaczął opowiadać historię życia swojej sąsiadki. Oczy jego uśmiechały się, matka widziała, że przekomarza się z nią umyślnie i patrząc w jego twarz, pokrywającą się wilgotną sinością, myślała z lękiem:
— Umrze...
Weszła Ludmiła i, zamknąwszy za sobą drzwi, powiedziała zwracając się do Własowej:
— Wasz znajomy musi się koniecznie przebrać i jak najprędzej odejść stąd. Idźcie więc natychmiast, Pelagio Niłowna, postarajcie się dla niego o ubranie i przynieście je tutaj. Szkoda, że nie ma Zofii. Ukrywanie ludzi to jej specjalność.
— Jutro przyjedzie! — zauważyła Własowa narzucając chustkę na plecy. Za każdym razem, kiedy dawano jej jakieś polecenie, opanowywało ją mocne pragnienie wykonania go szybko i dobrze i nie mogła już myśleć o niczym innym, prócz swego zadania. I teraz, spuściwszy z zafrasowaniem brwi, zapytała rzeczowo:
— Jak go myślicie ubrać?
— Wszystko jedno! Pójdzie w nocy...
— W nocy gorzej — ludzi na ulicach mniej, śledzą więcej, a on nie jest bardzo obrotny...
Jegor roześmiał się ochryple.
— Można przyjść do ciebie do szpitala? — zapytała matka.
Kiwnął głową kaszląc. Ludmiła zajrzała matce w twarz swymi ciemnymi oczyma i zaproponowała: