Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/271

Ta strona została przepisana.

Zgięła się, oparła się łokciami o parapet i nagle, jak gdyby uderzono ją po głowie, osunęła się bezsilnie na kolana, zakryła twarz rękami i zajęczała głucho.
Matka złożyła bezwładne ręce Jegora na jego piersi, poprawiła na poduszce dziwnie ciężką głowę i ocierając łzy podeszła do Ludmiły. Pochyliła się nad nią, delikatnie pogładziła jej gęste włosy. Kobieta powoli odwróciła się ku niej, jej matowe oczy rozszerzyły się chorobliwie, wstała i wyszeptała drżącymi ustami:
— Byliśmy razem na zesłaniu, szliśmy tam, siedzieliśmy w więzieniach... Czasem bywało nieznośnie, ohydnie, wielu upadało na duchu...
Suche, głośne łkanie dusiło ją, pokonała je i zbliżywszy do twarzy matki swą twarz, która złagodniała i odmłodniała pod wpływem smutku i rozczulenia, ciągnęła dalej pośpiesznym szeptem łkając bez łez:
— A on był zawsze niezmęczenie wesoły, żartował, śmiał się, ukrywał mężnie swoje cierpienia... starał się dodać odwagi słabym. Dobry, wrażliwy i miły... Tam, na Syberii, bezczynność psuje ludzi, budzi w nich często złe uczucia — jak on umiał walczyć z nimi! Gdybyście wiedzieli, jaki był z niego towarzysz! Ciężkie i męczące było jego osobiste życie, ale nikt z jego ust nie usłyszał skargi. — nikt nigdy! Byłam jego bliskim przyjacielem i wiele mu zawdzięczam. Dał mi wszystko, co mógł dać jego umysł i, samotny, zmęczony, nigdy nie żądał w zamian serdeczności czy troskliwości...
Podeszła do Jegora, pochyliła się nad nim i, całując jego rękę, mówiła z przejmującym smutkiem:
— Towarzyszu... drogi mój... kochany... Dziękuję ci. Dziękuję ci całym sercem — żegnaj! Będę pracować jak ty — niezmordowanie, nigdy nie wątpiąc, całe życie... Zegnaj!