Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/277

Ta strona została przepisana.

Matka także podeszła do niej i ostrożnie pogładziła ją po głowie. Sasza chwyciła jej rękę i podniósłszy zarumienioną twarz spojrzała zmieszana w twarz matki. Matka uśmiechnęła się i, nie wiedząc co powiedzieć Saszy, westchnęła smutnie. Zofia usiadła na krześle przy Saszy, otoczyła ją ramieniem i, zaglądając jej ciekawie w oczy, powiedziała z uśmiechem:
— Dziwaczka!
— Tak, ja, zdaje się, nagadałam głupstw...
— Jak mogliście pomyśleć... — ciągnęła dalej Zofia, ale Mikołaj przerwał jej rzeczowo i poważnie:
— W sprawie zorganizowania ucieczki, jeśli tylko jest ona możliwa, nie może być dwóch zdań. Przede wszystkim musimy się dowiedzieć, czy uwięzieni towarzysze życzą sobie tego...
Sasza spuściła głowę.
Zofia zapalając papierosa, spojrzała na brata i szerokim gestem rzuciła zapałkę w kąt.
— Jakże by mogli nie chcieć! — powiedziała z westchnieniem matka. — Tylko nie wierzę, żeby można było...
Wszyscy milczeli, a jej tak się chciało posłuchać jeszcze o możliwości ucieczki!
— Muszę się zobaczyć z Wiesowszczikowem — powiedziała Zofia.
— Jutro powiem wam kiedy i gdzie! — półgłosem odparła Sasza.
— Co on będzie robił? — zapytała Zofia chodząc po pokoju.
— Postanowiono, że będzie zecerem w nowej drukarni, a do tego czasu zamieszka u leśniczego.
Brwi Saszy ściągnęły się, twarz nabrała zwykłego, surowego wyrazu, głos dźwięczał ostro. Mikołaj podszedł do matki, która myła filiżanki i powiedział: