Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/279

Ta strona została przepisana.

okrągłymi, szarymi kamieniami, usianą żółtym listowiem, a wiatr podnosił liście i rzucał je pod nogi ludzi.
Matka stała w tłumie i, dostrzegając znane sobie twarze, myślała ze smutkiem:
— Niewielu was — niewielu! A roboczego ludu nie ma prawie...
Otworzyła się brama i na ulicę wyniesiono wieko trumny i wianki z czerwonymi wstęgami. Ludzie zgodnie zdjęli kapelusze, jak gdyby stado czarnych ptaków wzleciało nad ich głowami. Wysoki oficer policji z gęstymi, czarnymi wąsami na czerwonej twarzy, wszedł pośpiesznie w tłum, a za nim, bez ceremonii rozpychając ludzi, kroczyli żołnierze głośno stukając po kamieniach ciężkimi butami. Oficer powiedział ochrypłym, rozkazującym głosem:
— Proszę zdjąć wstążki!
Okrążyli go mężczyźni i kobiety, mówili coś machając rękami, gorączkując się, jedno odpychało drugie. Przed oczyma matki migały blade, podniecone twarze z drżącymi ustami, po twarzy jednej z kobiet płynęły łzy obrazy...
— Precz z przemocą! — krzyknął jakiś młody glos i zbłąkał się samotnie we wrzawie sporu.
Matka poczuła także gorycz w sercu i, zwracając się do ubogo odzianego młodego człowieka, powiedziała z oburzeniem:
— Nawet pochować człowieka nie dadzą tak jak tego chcą towarzysze! Cóż to jest znowu takiego?
Wrogość rosła. Nad głowami ludzi chwiało się wieko trumny, wiatr bawił się wstęgami, okręcał nimi głowy i twarze, słychać było suchy, nerwowy szelest jedwabiu.
Matka zlękła się możliwości starcia i doradzała pośpiesznie, półgłosem, na prawo i na lewo:
— Bóg z nimi! Jeżeli już tak koniecznie tego chcą, to może lepiej ustąpić i zdjąć wstążki? Co tam!