Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/285

Ta strona została przepisana.

— Nie zapomnę wam, mili moi, tych uderzeń... A przed nim uczył nas student Titowicz...ekonomię polityczną... potem aresztowali go...
Matka objęła Iwana, położyła sobie jego głowę na piersiach. Chłopiec nagle ociężał i zamilkł. Zamierając ze strachu, spoglądała spode łba na wszystkie strony. Wydawało się jej, że oto skądś, zza węgła, wybiegną policjanci, zobaczą owiązaną głowę Iwana, pochwycą go i zabiją.
— Podpił sobie? — zapytał dorożkarz obracając się ku niej z kozła i uśmiechając się dobrodusznie.
— Wzięło go! Upił się jak bela! — westchnąwszy odpowiedziała matka.
— Syn?
— Tak. Szewc. A ja w służbie — kucharka...
— Męczysz się. Taak...
Machnąwszy batem na konia, dorożkarz odwrócił się i ciągnął dalej:
— A teraz właśnie, gadają, na cmentarzu bili się!... A no, chowali jednego politycznego człowieka, z takich, co to są przeciw władzom... Oni tam mają z władzami takie swoje rozrachunki. Chowali go także tacy sami, przyjaciele jego widać i dalej krzyczeć — precz z władzami, że niby władze naród grabią... A policja dalej bić ich! Mówią, że niektórych porąbali na śmierć. No i policji także się dostało... — zamilkł i, kiwając ze smutkiem głową, powiedział dziwnym głosem:
— Umarłych niepokoją, nieboszczyków budzą!
Dorożka z trzaskiem podskakiwała na kamieniach, głowa Iwana miękko uderzała o pierś matki, dorożkarz półobrócony do niej mruczał:
— Idzie wzburzenie przez naród — nieporządek się robi na ziemi, tak! Wczoraj w nocy przyszli do naszych sąsiadów żandarmi, krzątali się tam aż do rana, a rano zabrali ze sobą jednego kowala. Mówią, że wyprowadzą go w nocy