Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/287

Ta strona została przepisana.

jeż. Podszedł szybko do Iwana i pochylił się nad nim mówiąc:
— Wody, więcej wody, czystych lnianych szmatek, waty!
Matka ruszyła do kuchni, ale Mikołaj wziął ją pod lewą rękę i powiedział łagodnie wyprowadzając ją do jadalni:
— To nie do was mówią, ale do Zofii! Bardzoście się zdenerwowali, kochana, co?
I matka spotkawszy jego uważne, współczujące spojrzenie, zawołała ze łkaniem, którego nie mogła już powstrzymać:
— Co tam się działo, mój drogi! Rąbali! Ludzi rąbali! — Widziałem! — Mikołaj podał jej wódkę i kiwnął głową. — Obie strony trochę się rozgorączkowały. Ale nie martwcie się — bili płazem i zdaje się, że jest tylko jeden poważnie ranny. Widziałem, jak go uderzono i wytaszczyłem go z tłoku...
Twarz Mikołaja i jego głos, ciepło i światło pokoju uspokajało Własową. Spojrzała na niego z wdzięcznością i spytała:
— Was także uderzono? — Zdaje się, że nieostrożnie zahaczyłem o coś ręką i zdarłem sobie skórę. Pijcie herbatę — zimno jest, a wy jesteście lekko ubrani...
Wyciągnęła rękę po filiżankę, zobaczyła, że palce jej są pokryte plamami zaschniętej krwi i mimo woli cofnęła rękę, opuściła ją na kolana. Spódnica jej była wilgotna. Szeroko otworzywszy oczy, podniosła brew i spojrzała z ukosa na swoje palce. Kręciło się jej w głowie, a w sercu kołatało:
— Tak i Pawełka — mogą!
Wszedł Iwan Daniłowicz w kamizelce, z zakasanymi rękawami koszuli, i na milczące pytanie Mikołaja odpowiedział swym cienkim głosem: