Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/292

Ta strona została przepisana.

— Jegor Iwanowicz umarł! — powiedziała machinalnie.
— Tak? — krzyknął Paweł i spuścił głowę.
— Na pogrzebie policja biła, aresztowali jednego — ciągnęła dalej naiwnie.
Pomocnik naczelnika z oburzeniem cmoknął cienkimi wargami i, zerwawszy się z krzesła, wybełkotał:
— To zabronione, trzeba przecież rozumieć! Nie wolna mówić o polityce!...
Matka podniosła się także z krzesła i, niby nie rozumiejąc i usprawiedliwiając się, powiedziała:
— Ja nie o polityce, tylko o bójce! A że bili się, to przecie prawda... Jednemu nawet głowę rozbili...
— Wszystko jedno! Proszę milczeć! To jest — nie mówić o niczym, co nie tyczy się osobiście was, rodziny i w ogóle waszego domu!
I czując, że się zaplątał, usiadł przy stole i, przeglądając papiery, posępnie i ze znużeniem dorzucił:
— Ja jestem odpowiedzialny, tak...
Matka obejrzała się i szybko wsunąwszy karteczkę w rękę Pawła, odetchnęła z ulgą.
— Sama już nie wiem o czym mówić...
Paweł uśmiechnął się.
— Ja także nie wiem...
— W takim razie niepotrzebne są wam widzenia! — zauważył z rozdrażnieniem urzędnik. — Nie mają sobie nic do powiedzenia, a chodzą i zawracają głowę...
— Sąd prędko? — po chwili milczenia zapytała matka.
— Niedawno prokurator był, mówił, że prędko...
Zamieniali ze sobą słowa niepotrzebne i bez znaczenia, ale matka widziała, że oczy Pawła patrzą w jej twarz łagodnie i z miłością. Spokojny i równy jak zawsze, nie zmienił się, tylko odrosła mu broda i postarzała go, a dłonie wybielały. Pragnęła sprawić mu radość, powiedzieć