Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/303

Ta strona została przepisana.

— Nie bij! — krzyknął ktoś w tłumie.
— Po co bijesz? — podtrzymał go inny głos.
— Chodźmy! — powiedział niebieskooki chłop kiwnąwszy głową na drugiego. I obaj nie śpiesząc się, ruszyli ku urzędowi, a matka odprowadziła ich dobrym spojrzeniem. Odetchnęła z ulgą — przodownik wbiegł znowu ciężko na ganek i wrzeszczał stamtąd z wściekłością grożąc kułakiem.
— Prowadźcie go tu! Mówię...
— Nie trzeba! — rozległ się w tłumie głos — matka zrozumiała, że to mówi chłop z niebieskimi oczyma. — Nie dopuśćmy do tego, chłopcy! Uprowadzą go tam — zatłuką na śmierć. A potem na nas powiedzą, że my niby zabiliśmy! Nie dopuśćcie!
— Chłopi! — huczał głos Michała. — Czy nie widzicie swego życia, nie rozumiecie, jak was grabią, jak oszukują, jak piją waszą krew? Wszystko na was się opiera, wy jesteście największą siłą na świecie, a jakie macie prawa? Zdychać z głodu — to jedyne wasze prawo!...
Chłopi zakrzyczeli nagle przerywając jeden drugiemu.
— Dobrze mówi!
— Zawołajcie komisarza! Gdzie komisarz?...
— Przodownik pojechał po niego...
— Pijany!...
— Nie nasza sprawa władze zwoływać...
Hałas rósł.
— Mów! Nie damy cię bić...
— Rozwiążcie mu ręce...
— Uważaj, żeby nie było biedy!...
— Bolą mnie ręce! — zagłuszając wszystkie głosy mówił spokojnie i dźwięcznie Rybin. — Nie ucieknę, chłopi! Nie ukryję się przed moją prawdą — ona żyje we mnie...
Kilku ludzi statecznie odłączyło się od tłumu i rozeszło się w różne strony rozmawiając ze sobą półgłosem i kiwa-