Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/308

Ta strona została przepisana.

przeciw carowi występuje, bunty urządza, wiecie? A wy bronicie go? Co? Buntownicy jesteście? Aha-a!...
Nie poruszając się i nie mrużąc oczu, matka stała jakby w ciężkim śnie, zmiażdżona strachem i litością. W głowie jej jak trzmiele brzęczały oburzone, ponure i złe okrzyki ludu, drżał głos komisarza, szemrały czyjeś szepty...
— Jeżeli zawinił — sądź!...
— Wybaczcie mu, wasza wielmożność...
— Cóż to wy tak bezprawnie?...
— Czy to tak można? Jeżeli każdy zacznie bić, co wtedy będzie?...
Ludzie rozbili się na dwie grupy. Jedna otoczywszy komisarza krzyczała i starała się go ułagodzić, druga, mniejsza liczebnie, stała przy pobitym i głucho i posępnie huczała. Kilku ludzi podniosło go z ziemi. Setnicy chcieli mu na nowo związać ręce.
— Poczekajcie, cholery! — krzyczano im.
Michał obcierał z twarzy i brody błoto i krew i milczał oglądając się. Spojrzenie jego ześliznęło się po twarzy matki. Wzdrygnęła się, wyprężyła się w jego kierunku, mimo woli machnęła ręką — odwrócił się. Ale po kilku minutach oczy jego znowu zatrzymały się na jej twarzy. Wydało się jej, że wyprostował się, podniósł głowę, jego okrwawione policzki zadrżały...
— Poznał! Czy naprawdę poznał?...
Kiwała mu głową drżąc na całym ciele, opanowana jednocześnie smutkiem, grozą i radością.
Ale w następnej chwili zobaczyła, że obok niego stoi niebieskooki chłop i także patrzy na nią. Jego spojrzenie obudziło w niej na minutę świadomość niebezpieczeństwa...
— Co ja wyrabiam? Przecie i mnie wezmą!
Chłop powiedział coś Rybinowi, ów potrząsnął głową i drżącym głosem, ale wyraźnie i rześko przemówił: