Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/313

Ta strona została przepisana.

i ciemna!... A oczu wcale nie ma! To dziegciarz. Przodownik leży u nas pijaniuteńki, a wódki ciągle jeszcze żąda. Mówi, że była ich cała szajka, a ten brodaty to najstarszy między nimi — herszt niby. Trzech złapali, a jeden podobno uciekł. I nauczyciela jeszcze złapali — także z nimi. W Boga nie wierzą i innych namawiają, żeby cerkwie ograbić — oto jacy oni są! A nasi chłopi to niektórzy żałowali go, a inni mówili — dokończyć by go! U nas są tacy źli chłopi, że ach!
Matka przysłuchiwała się uważnie jej bezładnemu i pośpiesznemu opowiadaniu starając się zdusić w sobie lęk, rozprószyć smutek ponurego wyczekiwania. A dziewczynka z radości, że ją słuchają, aż zachłystywała się słowami i paplała z coraz większym ożywieniem zniżając głos:
— Tatuś mówi, że to wszystko z nieurodzaju! Drugi rok nie rodzi u nas ziemia — wymęczyło to ludzi! I teraz z tego tacy chłopi porobili się, że bieda z nimi! Krzyczą na zebraniach gminnych, biją się. Kilka dni temu licytowali Wasiukowa za niezapłacone podatki, a on jak trzaśnie sołtysa w pysk: masz tu podatek — powiada...
Za drzwiami rozległy się ciężkie kroki. Matka podniosła się opierając się rękami o stół. Wszedł niebieskooki chłop i, nie zdejmując czapki, zapytał:
— Gdzie bagaż?
Podniósł lekko walizę, potrząsnął nią i powiedział:
— Pusta! Maryjka, odprowadź podróżną do mojej chaty.
I wyszedł nie oglądając się.
— Przenocujecie tu? — spytała dziewczynka.
— Tak! Ja po koronki. Koronki skupuję.
— U nas tego nie robią! To w Tińkowie robią i w Darinie, a u nas — nie — objaśniała dziewczynka.
— Pojadę tam jutro...