Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/316

Ta strona została przepisana.

Spojrzał pytająco w twarz gościa i znowu ciągnął dalej:
— Wielkiej siły człowiek! Śmiały... Powiada otwarcie — ja. Biją go, a on swoje...
Jego niepewny, słaby głos, niewykończona jakby twarz i jasne, szczere oczy, coraz bardziej uspokajały matkę. Trwoga i smutek zwolna ustępowały miejsca żrącej, bolesnej litości dla Rybina. Nie starając się już opanować, zawołała z nagłą złością, goryczą i przygnębieniem:
— Zbóje, zwierzęta!
I załkała.
Chłop odszedł od niej ponuro kiwając głową.
— Wyhodowała sobie władza przyjaciół — taak!
I nagle, znowu zwracając się do matki, powiedział cicho:
— A ja tak sobie myślę, że w walizce są gazety; — prawda?
— Tak! — szczerze odpowiedziała matka ocierając łzy. — Przywiozłam dla niego.
Chłop nachmurzył brwi, zebrał brodę w garść i, patrząc w bok, myślał chwilę.
— Dochodziła ona do nas. I książki także dochodziły. Znamy tego człowieka — widywaliśmy!
Urwał, pomyślał, a potem zapytał:
— A co teraz będziecie z tym robić, z tą walizką?
Matka popatrzyła na niego i powiedziała wyzywająco:
— Wam zostawię!
Nie zdziwił się i nie zaprotestował, powtórzył tylko krótko:
— Nam.
Skinął potakująco głową, puścił brodę z garści, rozczesał ją palcami i usiadł.
Z nieubłaganą, upartą natarczywością, stawała przed oczyma matki scena pastwienia się nad Rybinem. Obraz jego gasił w jej głowie wszystkie myśli, ból i uczucie znie-