Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/322

Ta strona została przepisana.

Mówiła i uczucie dumy i wzruszenia rosło w jej piersiach, ściskało jej gardło. Tworzyła obraz bohatera i obraz ten domagał się nowych słów. Czuła nieodpartą potrzebę zrównoważenia czymś promiennym i rozumnym mrocznych przeżyć tego dnia, które przygniatały ją swą bezmyślną grozą i bezwstydnym okrucieństwem. I poddając się nieświadomie tej potrzebie zdrowej duszy, stapiała wszystko, co widziała jasnego i czystego, w jeden płomień, oślepiający swym czystym blaskiem...
— Dużo już jest na świecie takich ludzi, a będzie ich coraz więcej i wszyscy oni aż do ostatniego tchu walczyć będą o wolność i prawdę dla ludzi...
Zapomniała o ostrożności i, chociaż nie wymieniała imion, opowiadała o wszystkim, co wiedziała, o tajnej pracy dla oswobodzenia ludu z łańcuchów chciwości. Kreśląc drogie sercu obrazy, wkładała w nie całą siłę swej ogromnej miłości, tak późno zbudzonej w jej sercu przez uderzające w nie ciosy życia. I sama z gorącą radością zachwycała się ludźmi, którzy stawali w jej pamięci oświetleni i upiększeni przez jej uczucie.
— Praca wre wspólna na całej ziemi, we wszystkich miastach. Siły dobrych ludzi rosną, nie można już ich ani wyliczyć, ani wymierzyć, a rosną one ciągle i będą rosnąć aż do dnia naszego zwycięstwa...
Głos jej płynął spokojnie, znajdowała łatwo potrzebne słowa i nawlekała je niby błyszczące, różnokolorowe paciorki na mocną nić swoich pragnień. Chciała oczyścić serce z krwi i brudu tego dnia. Widziała, że chłopi przyrośli jak gdyby do miejsca, gdzie zastały ich jej słowa, że nie poruszają się patrząc jej poważnie w twarz. Słyszała przerywany oddech siedzącej obok niej kobiety i wszystko to wzmacniało jeszcze jej wiarę w to, co mówiła i obiecywała ludziom...