Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/324

Ta strona została przepisana.

— Jeżeli już brać się do tej sprawy — powiedział półgłosem w zamyśleniu — to już naprawdę trzeba całą duszą...
— Taak... W tył się nie oglądaj!... — wtrącił nieśmiało Piotr.
— Zakrojone to szeroko! — ciągnął dalej Stefan.
— Na całą ziemię! — dorzucił znowu Piotr.

XVIII

Matka oparła się plecami o ścianę i, odrzuciwszy w tył głowę, słuchała ich cichych, jak gdyby odważanych słów. Tatiana wstała, obejrzała się i znowu usiadła. Jej zielone oczy błysnęły suchym blaskiem, gdy popatrzyła z niezadowoleniem i lekceważąco na chłopów.
— Dużoście widać wycierpieli w życiu? — zapytała nagle zwracając się do matki.
— Dość! — odezwała się matka.
— Dobrze mówicie. Za serce chwytają wasze słowa. Myślisz — o Boże, żeby choć przez szparkę popatrzeć na takich ludzi i na takie życie! Jak żyjesz? Jak owca! Ja oto piśmienna jestem, książki czytam, myślę dużo i czasem w nocy myśli spać nie dają. I co z tego? Nie będę myśleć, sczeznę marnie, a będę — też sczeznę.
Mówiła z uśmiechem ironii w oczach i czasami urywała nagłe rozmowę, jak gdyby przegryzała nitkę. Mężczyźni milczeli. Wiatr gładził szyby okien, szurał słomą po dachu, cichutko huczał w kominie. Wył pies. Niechętnie, z rzadka stukały w okno krople deszczu. Ogień w lampie drgnął, zamglił się, ale po sekundzie znowu zapłonął równo i jasno.
— Słuchałam waszych słów — oto dla czego ludzie żyją! I takie to dziwne — słucham ja was i widzę, że przecie