Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/325

Ta strona została przepisana.

wiem to wszystko! A przed wami nigdy nic takiego nie słyszałam i myśli takich nie miałam...
— Trzeba by coś zjeść, Tatiano, i zgasić lampę — powiedział pochmurnie i powoli Stefan. — Zauważą ludzie — u Czumakowów długo się świeciło. Nam to wszystko jedno, ale gościowi może zaszkodzić...
Tatiana wstała i podeszła do pieca.
— Taak! — cicho i z uśmiechem przemówił Piotr. — Teraz, kumie, nastaw słuchy! Jak pojawi się w narodzie gazeta...
— Ja nie o sobie mówię. Jak zaaresztują mnie — dziury w niebie nie będzie!
Żona jego podeszła do stołu i powiedziała:
— Odejdź...
Wstał, odszedł na bok i patrząc jak nakrywa do stołu, dodał z uśmiechem:
— Cena takich ludzi jak ja, niewielka — pięć groszy za wiązkę, a i to, kiedy w wiązce setka...
Matce zrobiło się go nagle żal — podobał się jej teraz coraz więcej. Gdy skończyła mówić, poczuła, że wypoczęła jak gdyby po trudzie i ciężarze dnia. Była zadowolona z siebie i pełna życzliwości dla wszystkich.
— Źle mówicie, gospodarzu! — powiedziała. — Człowiek nie powinien się zgadzać z tym, jak go oceniają ludzie, którym potrzebna jest tylko jego krew. Powinniście sami siebie oceniać od wewnątrz, nie dla wrogów, ale dla przyjaciół...
— Czyż my mamy przyjaciół? — cicho zawołał chłop.
— Chyba do pierwszego kęsa...
— A ja wam powiadam — lud ma przyjaciół...
— Są, tak — ale nie tutaj — ot co! — w zamyśleniu powiedział Stefan.
— A wy postarajcie się, żeby i tutaj byli.
Stefan zamyślił się i powiedział cicho: