Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/327

Ta strona została przepisana.

wdepnąć. Władze także poczuły pismo nosem. Powiało jakby chłodem od chłopa — uśmiecha się mało i nieżyczliwie i w ogóle chciałby się od ich widoku odzwyczaić! W tych dniach przyjechali do Smolakowa — tu niedaleko jest taka wioska — podatki ściągać, a chłopi dęba stanęli i za drągi! Komisarz do nich otwarcie: „Ach, wy, psiekrwie. To wy przeciw caratowi?!“ A był tam chłop jeden, Spiwakin, i powiada: „A idźcie do cholery, takie syny, z waszym carem! Jaki tam car, jeżeli ostatnią koszulę ze mnie ściąga?“ Ot do czego doszło, mateczko! Oczywiście Spiwakina capnęli i do kozy, ale słowo zostało i nawet dzieciaki wiedzą o tym — jego nie ma, a słowo krzyczy i żyje!
Nie jadł i mówił bez przerwy, szybkim szeptem błyskając wesoło ciemnymi, szelmowskimi oczyma i hojnie rozsypując przed matką, niby miedziane monety z woreczka, niezliczone spostrzeżenia nad życiem wsi.
Stefan dwa razy przerywał mu:
— Zjadłbyś co...
Piotr chwytał za chleb i łyżkę, ale znowu dawał się porywać swemu opowiadaniu, upajał się nim jak szczygieł pieśnią. Po wieczerzy skoczył na nogi i oznajmił:
— No, pora do domu...
Stanął przed matką, skinął głową i, potrząsając jej ręką, powiedział:
— Zegnajcie, mateczko! Może już nigdy się nie zobaczymy! Muszę powiedzieć, że bardzo to dobrze się stało — to spotkanie z wami i to, coście powiedzieli — bardzo dobrze! W walizce waszej oprócz drukowanego nic nie ma? Wełniana chusteczka? Doskonale! Pamiętaj, Stefan! Wełniana chusteczka! On wam zaraz przyniesie walizkę! Chodźmy, Stefanie! Żegnajcie! Wszystkiego dobrego!...
Wyszli. W izbie słychać było, jak szeleszczą karaluchy, wiatr krząta się po dachu i stuka drzwiczkami od komina, drobny deszcz monotonnie bije o szyby. Tatiana przygoto-