Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/329

Ta strona została przepisana.

Odeszła do pieca i stanęła tam w milczeniu, prosta, surowa i skupiona. Matka położyła się nie rozbierając się, poczuła bolesne zmęczenie w kościach i jęknęła cicho. Tatiana zgasiła lampę i gdy ciemność napełniła izbę, rozległ się jej niski, równy głos. Brzmiał tak, jak gdyby coś ścierał z płaskiego oblicza dusznego mroku.
— Nie modlicie się. Ja także myślę, że nie ma Boga. I cudów także nie ma.
Matka niespokojnie odwróciła się na ławce — prosto na nią patrzył z okna bezdenny mrok i w ciszę wpełzał uparcie ledwie dosłyszalny szmer, szelest. Powiedziała prawie szeptem, lękliwie:
— Co do Boga, nie wiem, ale w Chrystusa wierzę... I słowom jego wierzę — kochaj bliźniego jak siebie samego — w to wierzę!...
Tatiana milczała. W ciemnościach matka widziała niewyraźne kontury jej prostej postaci, szarej na czarnym tle pieca. Stała nieruchomo. Matka zamknęła oczy. Było jej smutno i tęskno.
Nagle rozległ się chłodny głos:
— Śmierci moich dzieci nie mogę wybaczyć ani Bogu, ani ludziom — nigdy!...
Niłowna uniosła się na posłaniu zaniepokojona — poczuła sercem siłę bólu, który wywołał te słowa.
— Młodzi jesteście, będziecie jeszcze mieli dzieci — powiedziała łagodnie.
Kobieta odpowiedziała nie od razu, szeptem:
— Nie! Zepsuta jestem. Doktor mówi, że nigdy już nie urodzę...
Mysz przebiegła po podłodze. Coś sucho i głośno trzasnęło przerywając nieruchomość ciszy błyskawicą niewidzialnego dźwięku. I znowu słychać było szmery i szelesty jesiennego deszczu w słomie dachu, jak gdyby szperały w niej czyjeś przestraszone, cienkie palce. Posępnie spa-