Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/331

Ta strona została przepisana.

tym ludziom, o których ona mówiła. Wezmę topór i pójdę do miasta, niby na zarobek. Tu trzeba ostrożnie. Ona prawdę mówi — trzeba oceniać człowieka wedle sprawy, której służy. Ot na przykład ten chłop. Jego choćbyś przed Bogiem postawił nie podda się — mocno stoi! A Nikita, co? Odezwało się w nim sumienie — cudeńka!
— Przy was biją człowieka, a wyście gęby rozdziawili...
— Ty — poczekaj! Powiedz — dzięki Bogu, żeśmy sami tego człowieka nie bili! Ot co!
Szeptał długo, to zniżając głos tak, że matka ledwie słyszała jego słowa, to nagle hucząc nisko i donośnie. Wówczas kobieta powstrzymywała go:
— Ciszej! Zbudzisz...
Matka zasnęła ciężkim snem, który zwalił się na nią niespodzianie niby duszna chmura, objął ją i uprowadził.
Tatiana zbudziła ją, gdy w okna chaty patrzył jeszcze ślepymi oczyma szary mrok poranny i ponad wsią w chłodnej ciszy płynął sennie i tajał miedziany dźwięk dzwonu cerkiewnego.
— Nastawiłam samowar, wypijcie herbaty, bo zimno wam będzie tak prosto ze snu jechać...
Stefan rozczesując palcami splątaną brodę, wypytywał rzeczowo matkę, jak ją odnaleźć w mieście, a jej wydawało się, że dzisiaj twarz chłopa nabrała wyrazu, stała się jak gdyby bardziej wykończona. Przy herbacie zauważył z uśmiechem:
— Jak się to wszystko dziwnie ułożyło!
— Co? — spytała Tatiana.
— A ta znajomość! Tak jakoś po prostu...
Matka z zadumą, ale stanowczością powiedziała:
— Przy tej pracy jest już taka zadziwiająca prostota we wszystkim.