Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/335

Ta strona została przepisana.

— I mimo woli sam stajesz się zwierzęciem w tym zwierzęcym życiu! — powiedział cicho.
Opanował jednak swoje wzburzenie i niemal spokojnie, z twardym błyskiem w oczach spojrzał w zalaną łzami twarz matki.
— Jednakże — nie wolno nam tracić czasu, Niłowna! Spróbujemy się wziąć w garść, droga towarzyszko...
Podszedł do niej ze smutnym uśmiechem, pochylił się nad nią i zapytał uścisnąwszy jej rękę:
— Gdzie wasza waliza?
— W kuchni — odpowiedziała.
— Przed naszą bramą stoją szpicle. Takiej masy bibuły nie potrafimy wynieść niespostrzeżenie, schować nie ma gdzie, a przypuszczam, że przyjdą znowu tej nocy. Więc chociaż żal mi zmarnowanej pracy, musimy to spalić.
— Co? — zapytała matka.
— Wszystko, co jest w walizie.
Zrozumiała go i, mimo smutku, uczucie dumy ze swego powodzenia wywołało uśmiech na jej twarzy.
— Nie ma tam nic, ani jednego papierka! — powiedziała i, ożywiając się stopniowo, zaczęła opowiadać o swoim spotkaniu z Czumakowem.
Mikołaj słuchał jej z początku z niepokojem, ze ściągniętymi brwiami, potem ze zdumieniem, a wreszcie zawołał przerywając jej:
— Słuchajcie! Przecież to wspaniałe! Macie nadzwyczajne szczęście...
Uścisnął jej rękę i dodał cicho:
— Wasza wiara w ludzi jest taka wzruszająca... Na prawdę kocham was jak rodzoną matkę!
Patrzyła na niego z uśmiechem, zaciekawiona. Pragnęła zrozumieć, dlaczego stał się nagle taki ożywiony i promieniejący.