Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/34

Ta strona została przepisana.

Mikołaj otarł szeroką dłonią ospowatą twarz o wystających kościach policzkowych i, nie witając się, zapytał głucho:
— Paweł w domu?
— Nie.
Mikołaj zajrzał do pokoju i wszedł mówiąc:
— Witajcie, towarzysze...
— Ten? — nieprzyjaźnie pomyślała matka i zdziwiła się bardzo widząc, że Natasza serdecznie i radośnie wyciąga do niego rękę.
Potem przyszło jeszcze dwóch młodych chłopców, prawie wyrostków. Jednego z nich matka znała — był to krewny starego fabrycznego robotnika Sizowa — Fiodor, o ostrych rysach twarzy, wysokim czole i kędzierzawych włosach. Drugiego, gładko przyczesanego, skromnie zachowującego się nie znała, ale i on nie był straszny. W końcu zjawił się Paweł z jeszcze dwoma młodymi ludźmi. Znała ich obu — obaj fabryczni. Syn zwrócił się do niej ciepło:
— Widzę, że i samowar nastawiłaś? Dziękuję!
— Może wódeczki kupić? — zaproponowała nie wiedząc, jak wyrazić mu swoją wdzięczność za coś, czego jeszcze nie pojmowała.
— Nie, to zbyteczne! — powiedział Paweł uśmiechając się do niej przyjaźnie.
Przyszło jej nagle na myśl, że może syn naumyślnie przesadził niebezpieczeństwo zebrania, żeby pożartować z niej.
— Więc to są ci niebezpieczni ludzie? — cichutko spytała go.
— Tak, to oni — odpowiedział Paweł przechodząc do pokoju.
— Ech ty!... — odprowadziła go pieszczotliwym okrzykiem, a w duszy pomyślała pobłażliwie: — Dziecko z niego jeszcze!