Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/340

Ta strona została przepisana.

stawała czasem przed ikoną chcąc zakończyć dzień, który wydał się jej lżejszy i lepszy od innych, radosną i wdzięczną modlitwą. Teraz zapomniała już o tych dniach, a uczucie, które budziły, rozszerzyło się, stało się jaśniejsze i radośniejsze, głębiej wrosło w serce, rozpalało się mocniejszym płomieniem.
— A żandarmów wciąż nie ma! — zawołał Mikołaj przerywając opowiadanie.
Matka spojrzała na niego i odezwała się z gniewem:
— A niech ich diabli wezmą!
— Rozumie się. Ale — czas już spać, Niłowna! Musicie być strasznie zmęczeni. Dużo macie sił — to wam trzeba przyznać! Tyle wzruszeń, niepokojów, a wy tak łatwo to wszystko znosicie! Tylko włosy wam szybko siwieją. No, idźcie, odpocznijcie.

XX

Zbudziło matkę głośne pukanie do kuchennych drzwi. Ktoś stukał bez przerwy z cierpliwym uporem. Było jeszcze ciemno i cicho i w tej ciszy uparte, jednostajne bębnienie budziło lęk. Obrawszy się naprędce, matka wyszła do kuchni, stanęła przed drzwiami i zapytała:
— Kto tam?
— Ja — odpowiedział nieznajomy głos.
— Kto?
— Otwórzcie! — odezwał się proszący głos zza drzwi.
Matka podniosła haczyk, pchnęła drzwi nogą — wszedł Ignacy i powiedział radośnie:
— No, nie omyliłem się!
Był po pas obryzgany błotem, twarz jego poszarzała, oczy zapadły i tylko bujne, kędzierzawe włosy sterczały na wszystkie strony wystając spod czapki.