Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/349

Ta strona została przepisana.

Przez otwarte drzwi wsunęła się blaszana wanna, a ochrypły głos mruczał:
— Właź, cholero...
Potem ukazała się okrągła, siwa głowa bez czapki, z wytrzeszczonymi oczyma, wąsata i dobroduszna.
Mikołaj pomógł wciągnąć wannę, w drzwiach stanął wysoki, przygarbiony człowiek, zakaszlał, odął wygolone policzki, splunął i przywitał się ochryple:
— Dobrego zdrowia...
— O to jego zapytaj! — zawołał Mikołaj
— Mnie? O co?
— O ucieczkę...
— A-a! — powiedział gospodarz wycierając wąsy czarnymi palcami.
— Jakubie Wasiliewiczu, ona nie wierzy, że to takie proste.
— Hm — nie wierzy? To znaczy — nie chce. A my z tobą chcemy, to — wierzymy! — powiedział spokojnie gospodarz. I nagle zgiąwszy się w pół, zakaszlał głucho. Wykaszlawszy się, stał długo pośrodku pokoju rozcierając pierś, sapiąc i patrząc na matkę wytrzeszczonymi oczyma.
— To musi rozstrzygnąć Pawełek i towarzysze — powiedziała Niłowna.
Mikołaj w zadumie opuścił głowę.
— Kto to jest — Pawełek? — zapytał gospodarz siadając.
— Mój syn.
— Jak nazwisko?
— Własow.
Kiwnął głową, wyjął kapciuch i fajkę, nabił ją tytoniem i przemówił urywanymi zdaniami:
— Słyszałem. Mój siostrzeniec zna go. On także jest w więzieniu — Jewczenko, słyszeliście? A moje nazwisko — Gobun. Niedługo wszystkich młodych w więzieniu zam-