Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/350

Ta strona została przepisana.

kną — my starzy będziemy mieli dużo wolnego miejsca... Żandarm mi obiecuje, że mojego siostrzeńca na Sybir wyśle. I wyśle go, ten pies!
Zapaliwszy zwrócił się do Mikołaja plując często na podłogę.
— Więc nie chce? Jej sprawa. Wolna wola. Zmęczyło cię siedzenie — chodź, zmęczyło cię chodzenie — siedź. Ograbili cię — milcz, biją — cierp, zabili — leż. Wiadomo... Ale mego Sawkę — wyciągnę! Wyciągnę!
Jego krótkie, jakby wyszczekiwane zdania wzbudzały w matce zdziwienie, a ostatnie słowa — zazdrość.
Idąc ulicą w zimnym wietrze i deszczu, myślała o Mikołaju:
— Jaki to się zrobił — popatrzcie tylko!
I przypomniawszy sobie Gobuna, prawie modlitewnie rozmyślała:
— Widać nie ja jedna zaczęłam na nowo swoje życie!...
A zaraz potem wzbudziła się znowu w jej sercu myśl o synu:
— Gdybyż się zgodził!

XXII

W niedzielę żegnając się z Pawłem w kancelarii więziennej, poczuła w ręku maleńką papierową kulkę. Wzdrygnęła się, jak gdyby ta kulka sparzyła skórę jej dłoni i spojrzała w twarz syna, a w oczach jej była prośba i pytanie. Ale nie wyczytała odpowiedzi. Niebieskie oczy Pawła uśmiechały się zwykłym, znanym jej uśmiechem, spokojnym i stanowczym.
— Żegnaj! — powiedziała wzdychając.
Syn wyciągnął do niej znowu rękę. Twarz jego drgnęła. Wyraz jej złagodniał, stał się czuły i miękki