Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/353

Ta strona została przepisana.

Mikołaj zerwał się, ale w tej samej chwili rozległ się dzwonek.
Spojrzeli jednocześnie po sobie.
— To — Sasza — hm! — cichutko powiedział Mikołaj.
— Jak to jej powiedzieć? — także cicho zapytała matka.
— T-a-a-k... wiecie...
— Bardzo mi jej żal...
Dzwonek zabrzmiał ciszej, jak gdyby człowiek za drzwiami nie mógł się zdecydować. Mikołaj i matka wstali i poszli razem, ale przed drzwiami do kuchni Mikołaj cofnął się i powiedział:
— Lepiej — wy...
— Nie zgadza się? — twardo zapytała dziewczyna, gdy matka otworzyła jej drzwi.
— Nie.
— Wiedziałam! — powiedziała z prostotą Sasza, ale twarz jej pobladła.
Rozpięła guziki płaszcza, znowu zapięła dwa, spróbowała go zdjąć, a gdy się to jej nie powiodło, powiedziała:
— Deszcz, wiatr — obrzydliwie! Zdrów?
— Tak.
— Zdrów i wesół... — półgłosem powtórzyła Sasza oglądając swoją rękę.
— Pisze, żeby oswobodzić Rybina! — zakomunikowała matka nie patrząc na dziewczynę.
— Tak? Zdaje mi się, że powinniśmy wykorzystać ten plan — powoli powiedziała dziewczyna.
— Ja też tak sądzę! — odezwał się Mikołaj ukazując się we drzwiach. — Dzień dobry, Sasza!
Dziewczyna zapytała wyciągając do niego rękę:
— O co właściwie idzie? Wszyscy są zgodni, że plan jest dobry?
— A kto organizuje? Wszyscy są zajęci...