Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/357

Ta strona została przepisana.

— Niepotrzebna strata amunicji, Ludmiło! — powiedział Uspokajająco Mikołaj. — Przecież oni i tak was nie słyszą...
Matka słuchała jej z naprężeniem, ale nic nie rozumiała mimo woli powtarzając w myśli wciąż te same słowa:
— Sąd — za tydzień sąd!
Poczuła nagle zbliżanie się czegoś nieubłaganego i nieludzko surowego.

XXIII

I tak, we mgle niepewności i posępnego smutku, pod brzemieniem tęsknoty i oczekiwania, matka przeżyła w milczeniu dzień, drugi, a na trzeci zjawiła się Sasza i powiedziała Mikołajowi:
— Wszystko gotowe. Dzisiaj o pierwszej...
— Już gotowe? — zdziwił się.
— No i cóż tu dziwnego? Musiałam tylko zdobyć mieszkanie i odzież dla Rybina. Resztę wziął na siebie Gobun. Rybin będzie, musiał przejść tylko jedną dzielnicę. Na ulicy spotka go Wiesowszczikow — oczywiście ucharakteryzowany — narzuci na niego płaszcz, da mu czapkę i wskaże drogę. Ja będę na niego czekać, przebiorę go i wywiozę.
— Nieźle! A kto to taki — Gobun? — zapytał Mikołaj.
— Znacie go. W jego mieszkaniu prowadziliście kółko ze ślusarzami.
— A! Pamiętam. Oryginalny staruszek...
— On jest byłym żołnierzem, blacharzem. Mało uświadomiony, ale z niewyczerpaną nienawiścią do każdej przemocy... Trochę filozof — mówiła w zamyśleniu Sasza patrząc przez okno. Matka słuchała jej w milczeniu i dojrzewało w niej coś niejasnego.