Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/362

Ta strona została przepisana.

ujrzała w dorożce młodego człowieka z jasnymi Wąsami i bladą, zmęczoną twarzą. I on także spojrzał na nią. Siedział bokiem i zapewne z tego powodu jego prawe ramię wyższe było od lewego.
Mikołaj przywitał ją radośnie.
— No, co tam?
— Jak gdyby się udało...
Starając się wskrzesić w pamięci wszystkie szczegóły, zaczęła opowiadać o ucieczce. Mówiła jednak tak, jakby powtarzała czyjeś słowa wątpiąc o ich prawdziwości.
— Wiedzie się nam! — powiedział Mikołaj zacierając ręce. — A ja tak bałem się o was! Nie macie pojęcia jak! Wiecie co, Niłowna, przyjmijcie moją przyjacielską radę i — nie bójcie się sądu! Im prędzej odbędzie się rozprawa, tym bliższe jest uwolnienie Pawła, wierzcie mi! Być może, że ucieknie już z drogi. A sąd, to wiecie, w przybliżeniu, taka rzecz...
Zaczął jej odmalowywać obraz posiedzenia sądowego. Słuchała i rozumiała, że sam boi się czegoś i że chce dodać jej odwagi.
— Może myślicie — powiedziała nagle — że ja powiem coś sędziom? Poproszę ich o coś?
Zerwał się, zamachał na nią rękami i zawołał z obrazą w głosie:
— Co wy!
— Boję się, to prawda! Czego się boję — nie wiem!... Milczała chwilę błądząc oczyma po pokoju. — Czasem wydaje mi się, że zaczną krzywdzić Pawełka, naigrawać się z niego. Ach ty, chamie, powiedzą, ty chamski synu! Do czego się brałeś? A Pawełek — jest dumny, on im odpowie! Albo — Andrzej zadrwi z nich. Wszyscy oni są tacy gorący. Więc myślisz sobie — a może który nie wytrzyma i... I zasądzą tak, że już ich nigdy nie zobaczysz!
Mikołaj milczał ponuro skubiąc bródkę.