Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/363

Ta strona została przepisana.

— Nie mogę odpędzić od siebie tych myśli! — cicho powiedziała matka. — Straszne to — sąd! Jak zaczną wszystko badać i ważyć! Bardzo się boję! Nie kara jest straszna, ale — sąd. Nie umiem tego wypowiedzieć...
Czuła, że Mikołaj nie rozumie jej, i to jeszcze bardziej utrudniało jej opowiedzenie mu o swoim strachu, chociaż pragnęła to wypowiedzieć.

XXIV

Lęk ten rozrósł się w jej piersi niby pleśń, tamująca oddech ciężką wilgocią, i gdy nadszedł dzień rozprawy, weszła na salę posiedzeń pochylona pod jego ponurym brzemieniem.
Na ulicy witali się z nią znajomi z osady. Kłaniała się w milczeniu przeciskając się przez ponury tłum. W korytarzach i sali sądu spotkała krewnych oskarżonych, mówili coś do niej zniżonymi głosami. Słowa ich wydawały się jej zbędne, nie rozumiała ich. Wszyscy ludzie opanowani byli tym samym uczuciem przygniatającego smutku — udzielało się to matce i przygnębiało ją jeszcze bardziej.
— Siądźcie koło mnie! — powiedział Sizow posuwając się na ławce.
Usiadła posłusznie obok niego, poprawiła suknię, rozejrzała się wokoło. Przed oczyma jej pływały zlewając się ze sobą, jakieś zielone i malinowe smugi i plamy, migały cienkie, żółte nici.
— Zgubił twój syn naszego Grzesia! — odezwała się cicho siedząca obok niej kobieta.
— Milcz, Natalio! — powiedział ponuro Sizow.
Matka popatrzyła na kobietę — była to Samojłowa. Dalej siedział jej mąż, łysy, o przyzwoitym wyglądzie człowiek, z dużą, rudą brodą. Twarz miał kościstą, patrzył