Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/374

Ta strona została przepisana.

pomnieć je sobie, odsunęła się na bok i zobaczyła, że przygląda się jej jakiś młody człowiek z jasnymi wąsami. Prawą rękę trzymał w kieszeni spodni, dlatego też jego lewe ramię było jakby niższe — ta osobliwość wydała się matce skądś znana. Ale odwrócił się od niej, a ona tak była pochłonięta wspomnieniami, że natychmiast zapomniała o nim.
Po chwili doleciało do niej rzucone półgłosem pytanie:
— Ta?
I ktoś głośniej i radośnie odpowiedział:
— Tak!
Obejrzała się. Człowiek z krzywym ramieniem stał bokiem do niej i mówił coś do swego sąsiada, czarnobrodego, młodego człowieka, w krótkim płaszczu i butach do kolan.
Coś poruszyło się niespokojnie w jej pamięci, ale nie wywołało żadnego jasnego obrazu. Rozpalała się w niej coraz mocniej i opanowywała ją chęć mówienia ludziom o prawdzie syna. Chciała słyszeć, co powiedzą ludzie przeciw tej prawdzie, chciała z ich słów wnioskować o wyroku sądu.
— Czy tak się sądzi? — zaczęła ostrożnie i cicho zwracając się do Sizowa. — Pytają o to, co kto zrobił, ale po co to zrobił — nie pytają. I sami starzy; młodych powinni sądzić młodzi...
— Tak — powiedział Sizow — trudno nam zrozumieć tę sprawę, trudno! — i pokiwał w zamyśleniu głową.
Woźny otworzył drzwi sali i zawołał:
— Krewni! Pokazywać bilety...
Ponury głos wymówił wolno:
— Bilety! Jak w cyrku!
We wszystkich ludziach wyczuwało się głuche rozdrażnienie, niejasny sprzeciw. Zaczęli zachowywać się swobodniej, hałasowali, kłócili się z woźnymi.